
Wycieczkę zaplanowaliśmy już w styczniu i wpłaciliśmy zaliczki, żeby nic nie pokrzyżowało nam planów. Termin wybrany idealnie na początek czerwca, czyli taki moment kiedy większość gatunków jest już bardzo aktywna. Aktiv Hotel Gargantini położony jest na skraju malowniczego miasteczka Rosegg w Alpach. Dookoła niego jest ogromna ilość wody do uprawiania każdej formy wędkarstwa. Na prawdę każdy znajdzie coś dla siebie. My chcieliśmy poznać jak najwięcej. Dlatego decyzję o tym co, gdzie i jak będziemy próbowali łowić, podejmowaliśmy każdego wieczora. Mimo tego, że Aktiv Hotel Gargantini znajduje się ponad 1100km od miejsca startu droga przeleciała bardzo sprawnie. Startując o 20 w piątek, na miejscu byliśmy w sobotę na 9:30. Gospodarze bardzo miło nas powitali, zaserwowali mocne esspreso i sprawnie zameldowali. Mogliśmy po podróży i zapoznaniu się z okolicą przymknąć oko przed rozpoznaniem łowisk. W najbliższym otoczeniu płynęła Drawa. Dość duża rzeka, która słynie z wielu gatunków ryb w niej żyjących. Niestety jest bardzo wrażliwa na opady i topnienie śniegu w górach, niesie wtedy mętną wodę, która utrudnia łowienie. My taką trafiliśmy po deszczach i roztopach.
Radości nie było końca, po spreparowanych trofeach uświadomiliśmy sobie , że jesteśmy w miejscu w którym mamy szansę pobić swoje PB w kilku gatunkach. Wręcz pobiegliśmy nad najbliższą wodę zobaczyć co i jak. Niestety po podróży zmęczęnie wzięło górę i postanowiliśmy odpocząć przed sesją popołudniową nad rzeką.
Nasz pokój był czysty i schludny, na bieżąco zmieniano ręczniki sprzątano w nim codziennie. Do pełni szczęścia brakowało mi mini lodówki.
Po niedługiej drzemce pojechaliśmy zwietrzyć małą rzeczkę Sorgiva, która posiada dwa odcinki, muchowy i spinningowy. Rzeczka niosła w miarę czystą wodę przez co mimo panującego upału zachęciła nas do wędkowania. Ryby zostały przez nas wypatrzone już przy pierwszym podejściu co zmobilizowało nas do łowienia. Trzeba zwrócić uwagę, że w Austrii jest niesamowity porządek, wszystko jest poukładane. Nawet auto ma specjalną kartę parkingową.
Otaczający nas krajobraz, cisza, spokój, rybna rzeka to pełnia szczęścia. Nad wodą można było spotkać takie tabliczki, kłusola nie widziałem...
Okazuje się, że w rzece jest sporo Saiblingów (czyli pstrągów źródlanych i palii) pstrągów tęczowych, oraz potokowych. Wpuszczono także kilka żółych/albino trout, za których złowienie można było uzyskać w ramach nagrody darmowy obiad. Widzieliśmy także osiadłą formę łososia miał powyżej metra. Widok ten rozbił mój system a propos dużej wody do bytowania dużych ryb, ponieważ woda z jakiej go wypłoszyliśmy miała może 60cm głębokości.
Po powrocie, gospodarze witają nas obfitą obiadokolacją, co ciekawe na tak zwane pierwsze danie podają makaron na wiele sposobów (zamiast zupy) potem danie główne, a na koniec deser. Nie robiłem codziennie zdjęć ale jedzenie pyszne i trudno było zmieścić całą porcję.
Za to wnętrza mają swój niepowtarzalny klimat. Wille prowadzi od lat rodzina Gargantini z tradycjami, Ojciec, Matka i dwóch synów
Na kolejny dzień Francesco zaproponował nam Drawę blisko hotelu, na moje niosła jeszcze zbyt brudną wodę. Jednak z uwagi na bliskość i przegląd gatunków w niej występujących postanawiamy dac jej szanse.
A propos wody to mimo idealnie wytypowanego terminu mieliśmy niestety pecha. Przed naszym przyjazdem obficie padało, a jak już byliśmy na miejscu to przyszła fala upałów, która powodowałą roztopy w górach, przez co zaczęła płynąć pośniegówka. Wrażliwe na to górskie rzeki niestety niosły brudną wodę. Tak było między innymi na wpomnianej Drawie oraz na Moll gdzie postanowiliśmy wędkować kolejnego dnia. Kawałek się jedzie, ale klimat bezcenny. Mimo mętnej wody i braku aktywności w wodzie w związku z tym, warto było ten dzień poświęcić temu miejscu
W związku z tym, że woda w rzekach brudna, postanowiliśmy swoich sił spróbować na jeziorze gdzie spędziliśmy dwa kolejne dni. Francesco zawiózł nas nad Keutschacher See z krystalicznie czystą zimną wodą. Widziałem czyste jeziora ale przezroczystość w tym miejscu przerosła poprzednie doświadczenia. Fajne było to, że większość ryb można było łowić na wypatrzonego. Aktiv Hotel Gargantini udostępnił nam ponton z silnikiem, echosondę mieliśmy swoją. Auto trzeba było po wyładowaniu bambetli odstawić w wyznaczone miejsce, z którego trochę się drepta na miejsce startu, nie był to jednak problem, są zasady to należy ich przestrzegać
Upał niemiłosierny dawał nam się we znaki, długi rękaw i odpowiedni środek ochronny z filtrem to podstawa. W ciągu dnia trzeba było wykręcić pauzę.
Ten okoń wziął w kilkunastu pierwszych rzutach, co pobudziło nas do działania. Niemniej jednak czystość wody i upał nie ułatwiały działania
Nad brzegami Austriacy mają swoje działeczki, wszędzie panuje ład i porządek. U nas juz dawno takie miejsce byłoby "opędzlowane". Przykre ale prawdziwe
Atrakcją na tym łowisku, są Bassy, które są pod ścisłą ochroną , należy je po złowieniu jak najszybciej wypuścić.
W ramach pauzy można sobie popływać w lodowatej wodzie lub złowić przyjemną wzdręgę, tak zwaną krasnopiórę.
Na jeziorze wyniki były również takie sobie. Główną przyczyną było to, że temperatura wody osiągnęła taką wartość, że większość białorybu poszła się trzeć w jedną płytką zatokę, a za nimi większość drapieżników. Uaktywniały się pod wieczór jednak nasze wabiki miały w nosie bo wyżerkę miały na wypasie. Widzieliśmy sporo fajnych szczupaków oraz dwukrotnie dwumetrowego suma przepływającego pod nami. Michał miał pięknego pstrąga, który bardzo szybko spadł tuż po braniu. Ogólnie ilość ryb powalała na kolana, krystalicznie czysta woda pozwalała obserwować stada leszczy , karpie, liny i inne gatunki. Wszystkie w rozmiarach XXL. Mi niestety nie udało się złowić nic konkretnego , dłubałem sobie okonki
Ostatni dzień wędkowania postanowiliśmy poświęcić ponownie Sorgivie. Niosła czystą wodę, ryby można było wypatrzyć i skusić do brania, choć przez upały i prześwietloną wodę nie było to łatwe zadanie. Ziołowa małpka dla zdrowotności
Tekst na tej koszulce idealnie pasuje do gościa, który ma ją ubraną
Kilka słów o sprzęcie. Wędki mieliśmy krótkie poniżej dwóch metrów. Akcja raczej szybka z dużym zapasem mocy. Michał łowił żyłką, a ja plecionką plus fluorocarbon. Kołowrotki musiały dobrze nawijać linkę aby nie powstawały brody. Z przynęt stosowaliśmy woblery, błystki oraz gumy, wszystko uzbrojone na hakach bezzadziorowych. Aktywną rybę można było oszukać w dwóch trzech pierwszych rzutach jak się nie udało trzeba było szukac dalej. Zachodząc ryby od ogona była szansa je wypatrzeć i nie wypłoszyć. Na kilku zdjęciach widać poustawiane ryby, wprawne oko na pewno je wypatrzy
Na koniec jeszcze słów kilka o gospodarzach czyli Aktiv Hotel Gargantini. Jak już wcześniej wspomniałem to rodzinny biznes, prowadzony przez Ojca, Matkę i dwóch synów. Najwięcej czasu spędzaliśmy z synami Francesco i Alberto. Przesymaptyczni i non stop uśmiechnięci ludzie, do tego doskonali wędkarze. To od nich czerpaliśmy informacje co gdzie i jak. Francesco prowadził nas na łowiska i udzielał wskazówek. Atmosfera w tym miejscu była doskonała tak jak jedzenie i spokój tu panujący.
Podsumowując, był to bardzo udany urlop w nowym miejscu. Mimo tego, że ryby średnio dopisały to wypoczynek i nowe doświadczenia były mega. Z czystym sumieniem polecam to miejsce na wędkarski urlop